~~ Perspektywa Victorii ~~
Wreszcie tam dotarłyśmy. Neonowe
litery składały się w nazwę : „Danger Angel”, ekskluzywny
klub, do którego przychodzą bogaci goście żeby popatrzeć na „coś
ładnego” i oczywiście napić się. Klub został zaprojektowany
na styl nowoczesny. Były tam dwa pomieszczenia. Na środku większego
stała wielka scena, a kilka metrów wyżej umieszczony był sprzęt
DJ’a. Po prawej stronie pod ścianą był bar, a po lewej
umieszczone zostały czerwone, skórzane fotele. W drugiej sali miała
pracować moja przyjaciółka. Były tam trzy rury na okrągłym
podeście, wokół którego były umieszczone takie same skórzane
fotele. Cały klub był utrzymany w kolorach czarnych, białych i
czerwonych. Zaprowadziłam przyjaciółkę do szefa, przytuliłam na
pożegnanie i szepnęłam do ucha:
-Wszystko będzie dobrze tylko się na
nich nie patrz jak będzie tańczyć, bo to bardziej stresuje-
powiedziałam i skierowałam się na wysokie krzesło przy barze.
Spotkałam tam mojego kolegę z pracy: Mike’a. Wysokiego blondyna o
niebieskich oczach. Niestety ten cud-chłopak był zajęty przez moją
dobrą znajomą.
-Co podać? – Zaśmiał się
-To, co zwykle- rzuciłam, a gdy
dostałam bursztynowy napój, pijąc go małymi łykami rozejrzałam
się po sali. Ludzie zaczynali się zbierać i za chwilę miało
zrobić się tłoczno. DJ zaczął już swoją pracę, więc kilka
osób skusiło się wkroczyć na parkiet. W pewnym momencie
zauważyłam dziwną sytuację. Czarnowłosy mulat ciągnął za rękę
brązowowłosego chłopaka, który raczej nie tak wyobrażał sobie
sobotni wieczór. Ze zdziwieniem zauważyłam, że nie ciągnie go
do miejsca pracy mojej przyjaciółki, lecz do baru. Dziwnie się
złożyło, że chłopak z burzą loków usiadł właśnie koło
mnie, a na koniec mulat puścił do niego oczko. Ooo nie. Nie ze mną
takie numery. Nie będę pionkiem w czyjejś powalonej grze, albo
zakładzie. Ich niedoczekanie. Zaczęłam obserwować przeciwną
część sali, lecz nie zauważyłam żadnego obiektu, godnego uwagi,
gdy nagle usłyszałam męski głos
-Hej, jestem Harry a ty?- kiedy
odwróciłam się do niego widziałam jak się uśmiecham
-Wyjaśnijmy sobie coś, ok? Nie jestem
laską z którą możesz się zabawić i porzucić jak zużytą
zabawkę po jednej nocy, jasne? – wkurzyłam się, spojrzałam w
jego intensywnie zielone oczy i na chwilę odpłynęłam.
-Spokojnie, ja chciałem tylko pogadać,
wcale nie chcę tu być, przyjaciel mnie tu zaciągnął, żebym nie
siedział sam w domu, a teraz pewnie się gdzieś zabawia- wskazał
ruchem głowy na grupkę tańczących osób na parkiecie- To co?
Zdradzisz mi swoje imię? Ja jestem Harry- uśmiechnął się do mnie
powalająco
-Tsaaa, chciałbyś, skarbie –
szepnęłam mu do ucha i skierowałam się w stronę wyjścia. Było
to trochę trudne, zważywszy na to, że musiałam się przeciskać
przez grupę tańczących ludzi, których w żaden sposób nie mogłam
ominąć. Kątem oka spojrzałam, czy lokaty nie idzie za mną. I
co? Nie ma to jak ten mój pech. Uczepił się mnie jak rzep psiego
ogona. Normalnie jak wyjdzie za mną to mu przywalę. Nikt się o
mnie nie będzie zakładać z kumplami. Jeszcze myślał, że nie
zauważyłam. Wreszcie wydostałam się z klubu. Ominęłam
czarnoskórego osiłka, który wpuszczał imprezowiczów do klubu i
skierowałam się w stronę mojego domu. Szłam spokojnie chodnikiem,
myśląc, że zgubiłam nieszczęsnego chłopaka, aż nagle
usłyszałam :
- Hej ! Wiewiórko ! Zaczekaj ! –
powiedział, a ja spojrzałam z mordem w oczach. Nikt nie ma prawa
żartować z moich włosów. Nikt oprócz Lily.
-Słucham? jak mnie nazwałeś? –
spytałam, boleśnie wbijając mu palec między żebra
-Ja? Wiewiórką, która ma taki sam
kolor jak twoje włosy – zaśmiał się jakby to był
najzabawniejszy żart na świecie i wziął jeden z moich kosmyków
-No ty chyba sobie ze mnie kpisz !
Ogarnij się człowieku i odwal ode mnie ! – odwróciłam się do
niego plecami i wyciągnęłam papierosa, którego później
odpaliłam. Zaciągnęłam się i o mały włos się nie
zakrztusiłam, kiedy ktoś wyrwał mi go i z impetem rzucił na
ziemie.
-Ejj ! – krzyknęłam z oburzeniem.
Założyłam ręce na piersiach i spojrzałam na sprawcę złowrogo.
-Nienawidzę jak w moim towarzystwie
się pali
-To się nawet świetnie składa, bo ja
wcale nie chce być w twoim towarzystwie, więc możesz sobie iść,
a ja spokojnie zapalę.- wzruszyłam ramionami. Wyjęłam paczkę i
skierowałam rękę po następnego papierosa. Niestety paczka został
mi brutalnie odebrana przez lokatego idiotę. Wdech i wydech. On mnie
rozwala psychicznie.
-Nie będziesz się zabijać tym
dziadostwem – powiedział z troską, a ja wywróciłam oczami. Boże
ty widzisz, a nie grzmisz.
-Słuchaj, chłoptasiu. Weź się ode
mnie odczep, bo jak nie to zadzwonię na policję. – byłam już
naprawdę wkurzona. Myśli sobie, że od tak może sobie wyrwać mi
CAŁEGO papierosa i jeszcze się uczepił jak rzep psiego ogona.
Boże, wiem, że nie jestem zagorzałą chrześcijanką, ale na
litość boską weź tego idiotę, bo zaraz tu zwariuję. –
myślałam.
-Nie zgarną mnie, bo jestem sławny i
nie chcą robić afery – uśmiechnął się
-A co, już masz obcykane, nie? Co
chwilę podrywasz jakąś laskę z nadzieją, że wskoczy ci do łóżka
cała szczęśliwa, że może przespać się ze sławnym kolesiem.
Sorry, ale ja na to nie lecę. Nie ten adres, Lokuś ! –
prychnęłam, chciałam wyrwać z jego rąk moją własność, ale
złapał mnie za nadgarstek, a jego zielone oczy zahipnotyzowały
mnie. Nasze usta powoli zbliżyły się do siebie.
________________________________________________________
Hej ;* Dodaje tylko perspektywę Vicky, ponieważ teraz będziemy je dodawać rozdziałami, bo chyba tak będzie lepiej. Przepraszamy za taką długą nieobecność, ale teraz mamy ferie, więc może nadrobimy, ale nic nie obiecuje ;) Dzięki za miłe komentarze pod wcześniejszym rozdziałem ;3
Papa ;*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz