sobota, 9 lutego 2013

Rozdział 2


~~ Perspektywa Victorii ~~ 
Wreszcie tam dotarłyśmy. Neonowe litery składały się w nazwę : „Danger Angel”, ekskluzywny klub, do którego przychodzą bogaci goście żeby popatrzeć na „coś ładnego” i oczywiście napić się. Klub został zaprojektowany na styl nowoczesny. Były tam dwa pomieszczenia. Na środku większego stała wielka scena, a kilka metrów wyżej umieszczony był sprzęt DJ’a. Po prawej stronie pod ścianą był bar, a po lewej umieszczone zostały czerwone, skórzane fotele. W drugiej sali miała pracować moja przyjaciółka. Były tam trzy rury na okrągłym podeście, wokół którego były umieszczone takie same skórzane fotele. Cały klub był utrzymany w kolorach czarnych, białych i czerwonych. Zaprowadziłam przyjaciółkę do szefa, przytuliłam na pożegnanie i szepnęłam do ucha:
-Wszystko będzie dobrze tylko się na nich nie patrz jak będzie tańczyć, bo to bardziej stresuje- powiedziałam i skierowałam się na wysokie krzesło przy barze. Spotkałam tam mojego kolegę z pracy: Mike’a. Wysokiego blondyna o niebieskich oczach. Niestety ten cud-chłopak był zajęty przez moją dobrą znajomą.
-Co podać? – Zaśmiał się
-To, co zwykle- rzuciłam, a gdy dostałam bursztynowy napój, pijąc go małymi łykami rozejrzałam się po sali. Ludzie zaczynali się zbierać i za chwilę miało zrobić się tłoczno. DJ zaczął już swoją pracę, więc kilka osób skusiło się wkroczyć na parkiet. W pewnym momencie zauważyłam dziwną sytuację. Czarnowłosy mulat ciągnął za rękę brązowowłosego chłopaka, który raczej nie tak wyobrażał sobie sobotni wieczór. Ze zdziwieniem zauważyłam, że nie ciągnie go do miejsca pracy mojej przyjaciółki, lecz do baru. Dziwnie się złożyło, że chłopak z burzą loków usiadł właśnie koło mnie, a na koniec mulat puścił do niego oczko. Ooo nie. Nie ze mną takie numery. Nie będę pionkiem w czyjejś powalonej grze, albo zakładzie. Ich niedoczekanie. Zaczęłam obserwować przeciwną część sali, lecz nie zauważyłam żadnego obiektu, godnego uwagi, gdy nagle usłyszałam męski głos
-Hej, jestem Harry a ty?- kiedy odwróciłam się do niego widziałam jak się uśmiecham
-Wyjaśnijmy sobie coś, ok? Nie jestem laską z którą możesz się zabawić i porzucić jak zużytą zabawkę po jednej nocy, jasne? – wkurzyłam się, spojrzałam w jego intensywnie zielone oczy i na chwilę odpłynęłam.
-Spokojnie, ja chciałem tylko pogadać, wcale nie chcę tu być, przyjaciel mnie tu zaciągnął, żebym nie siedział sam w domu, a teraz pewnie się gdzieś zabawia- wskazał ruchem głowy na grupkę tańczących osób na parkiecie- To co? Zdradzisz mi swoje imię? Ja jestem Harry- uśmiechnął się do mnie powalająco
-Tsaaa, chciałbyś, skarbie – szepnęłam mu do ucha i skierowałam się w stronę wyjścia. Było to trochę trudne, zważywszy na to, że musiałam się przeciskać przez grupę tańczących ludzi, których w żaden sposób nie mogłam ominąć. Kątem oka spojrzałam, czy lokaty nie idzie za mną. I co? Nie ma to jak ten mój pech. Uczepił się mnie jak rzep psiego ogona. Normalnie jak wyjdzie za mną to mu przywalę. Nikt się o mnie nie będzie zakładać z kumplami. Jeszcze myślał, że nie zauważyłam. Wreszcie wydostałam się z klubu. Ominęłam czarnoskórego osiłka, który wpuszczał imprezowiczów do klubu i skierowałam się w stronę mojego domu. Szłam spokojnie chodnikiem, myśląc, że zgubiłam nieszczęsnego chłopaka, aż nagle usłyszałam :
- Hej ! Wiewiórko ! Zaczekaj ! – powiedział, a ja spojrzałam z mordem w oczach. Nikt nie ma prawa żartować z moich włosów. Nikt oprócz Lily.
-Słucham? jak mnie nazwałeś? – spytałam, boleśnie wbijając mu palec między żebra
-Ja? Wiewiórką, która ma taki sam kolor jak twoje włosy – zaśmiał się jakby to był najzabawniejszy żart na świecie i wziął jeden z moich kosmyków
-No ty chyba sobie ze mnie kpisz ! Ogarnij się człowieku i odwal ode mnie ! – odwróciłam się do niego plecami i wyciągnęłam papierosa, którego później odpaliłam. Zaciągnęłam się i o mały włos się nie zakrztusiłam, kiedy ktoś wyrwał mi go i z impetem rzucił na ziemie.
-Ejj ! – krzyknęłam z oburzeniem. Założyłam ręce na piersiach i spojrzałam na sprawcę złowrogo.
-Nienawidzę jak w moim towarzystwie się pali
-To się nawet świetnie składa, bo ja wcale nie chce być w twoim towarzystwie, więc możesz sobie iść, a ja spokojnie zapalę.- wzruszyłam ramionami. Wyjęłam paczkę i skierowałam rękę po następnego papierosa. Niestety paczka został mi brutalnie odebrana przez lokatego idiotę. Wdech i wydech. On mnie rozwala psychicznie.
-Nie będziesz się zabijać tym dziadostwem – powiedział z troską, a ja wywróciłam oczami. Boże ty widzisz, a nie grzmisz.
-Słuchaj, chłoptasiu. Weź się ode mnie odczep, bo jak nie to zadzwonię na policję. – byłam już naprawdę wkurzona. Myśli sobie, że od tak może sobie wyrwać mi CAŁEGO papierosa i jeszcze się uczepił jak rzep psiego ogona. Boże, wiem, że nie jestem zagorzałą chrześcijanką, ale na litość boską weź tego idiotę, bo zaraz tu zwariuję. – myślałam.
-Nie zgarną mnie, bo jestem sławny i nie chcą robić afery – uśmiechnął się
-A co, już masz obcykane, nie? Co chwilę podrywasz jakąś laskę z nadzieją, że wskoczy ci do łóżka cała szczęśliwa, że może przespać się ze sławnym kolesiem. Sorry, ale ja na to nie lecę. Nie ten adres, Lokuś ! – prychnęłam, chciałam wyrwać z jego rąk moją własność, ale złapał mnie za nadgarstek, a jego zielone oczy zahipnotyzowały mnie. Nasze usta powoli zbliżyły się do siebie.
 ________________________________________________________

Hej ;* Dodaje tylko perspektywę Vicky, ponieważ teraz będziemy je dodawać rozdziałami, bo chyba tak będzie lepiej. Przepraszamy za taką długą nieobecność, ale teraz mamy ferie, więc może nadrobimy, ale nic nie obiecuje ;) Dzięki za miłe komentarze pod wcześniejszym rozdziałem ;3
Papa ;*